niedziela, 21 września 2014

Rozdział I



Weszłam głównym wejściem, wszyscy się na mnie patrzyli no ale kto zostawia w spokoju dziewczynę z długimi krwisto czerwonymi włosami w obcisłym czarnym topie z nadrukiem metaliki, szortach i w glanach? No właśnie, nikt, czułam na sobie spojrzenie każdego ucznia koło którego przechodziłam. Każdego.
Poszłam do gabinetu gospodarza głównego szkoły nie daleko cały czas prosto długim korytarzem.
 - Cześć, przyniosłam papiery. - wyjęłam białą teczkę i rzuciłam ją na biurko
- Ymmm -zająknął  się. Przyjrzał się mi od stup do czubka głowy i się uśmiechnął - Dobrze - Przejrzał papiery - hmm widzę że wszystko masz proszę o to twój plan zajęć... - spojrzał na kartkę - widzę że masz pierwszą matematykę mogę cię zaprowadzić akurat też zaczynam matematyką -wyszliśmy z gabinetu. Całą drogę pokazywał mi po szczególne klasy. w końcu doszliśmy do szafek.
-Radzę ci nie za często chodzić tym korytarzem, ymm dużo tu palaczy i - zająknął  się, Chyba nie ma już zamiaru dokończyć ale czy on nie widzi że nie jestem tak ubrana z byle widzi mi się, a co do fajek... palę palę paczkę dziennie, ale chyba moje perfumy dobrze to maskują.Doszliśmy do klasy zauważyłam ostatnią wolną ławkę na samum końcu przy ścianie wzdłuż okien, usiadłam lekcja trwała zwykłym tokiem gdy nagle do klasy wszedł... czerwono włosy chłopak. Łał - pomyślałam - niezły jest... - Podszedł do mojej ławki.
- To moje miejsce - Powiedział. Ale nie mam zamiaru bać się go jak cała reszta. Pff mnie nie da się tak manipulować
- Sorry, od dziś to też moje.. - Powiedziałam, on tylko się uśmiechną i usiadł na wolnym krześle obok mnie.
-Kastiel jestem.
-Rozalia - Przez całą lekcje czułam na sobie jego wzrok i odwracających się co jakiś czas uczniów...

Po drugiej lekcji stwierdziłam że pójdę na dziedziniec zapalić, a najkrótsza droga prowadzi przez klatkę schodową i korytarz z szafkami. Przechodząc przez drzwi poczułam zapach papierosów.
- Ymm Rozalia kogo ja tu widzę - Powiedział takim tonem głosu że w głowie mi się zakręciło.
- No, mnie -odparłam
-Co tu robisz?
- Przyszłam zapalić... - wygrzebałam paczkę wyjęłam papierosa, zaczęłam szukać w torbie zapalniczki - Cholera - syknęłam. I nagle Kastiel przysuną się blisko o wiele za blisko, odpalił papierosa. Próbowałam się odsunąć ale tuż za mną była ściana, i nagle stała się moim więzieniem.
- Boisz się mnie?
- Pff - parsknęłam - ciebie chyba żartujesz. Musnął swoimi wargami mój policzek. Znieruchomiałam bo za jego ramieniem stał zdenerwowany Natanael.
- Ymmmmm - Chrząknął niespodziewany gość.
-Czego? - spytał wolno się odwracając w stronę gospodarza
- mógł by nie sprowadzać nowych uczniów na złą drogę?
-hym - zamyślił się - Nie -odparł odwrócił się do mnie. Pocałował mnie namiętnie nie mogłam oddychać jeszcze nie spotkałam nikogo kto tak dobrze całował. Po chwili odwrócił się w stronę Natniaela
-mógł byś już iść? Przeszkadzasz nam - gospodarz nie zastanawiając się uderzył czerwonowłosego w szczękę. Ale ten mu już oddał . Po chwili obaj leżeli na podłodze i okładali się pięściami.
-Eeeeeej - Krzyknęłam - Przestańcie!!! - Ale to nic nie dawało, zaczęłam odciągać Kastiela. I tu przyszli koledzy Kastiela Złapali gospodarza i wyprowadzili a ja zostałam z nim sama. Objęłam jego twarz dłońmi i spojrzałam głęboko w oczy
- Patrz się na mnie - ale on odwracał cały czas wzrok na blondyna - Kastiel! -Po chwili patrzenia Się tak w oczy. Znowu mnie pocałował ale tym razem trochę delikatniej. Spojrzałam na niego - Krwawisz. - uśmiechnął się. - no co ? idziemy do pielęgniarki - złapałam za nadgarstek i chciałam go pociągnąć lecz on jest za silny. - no choć
- Ale liczyłem na to że to ty będziesz  moją pielęgniarką.
- Pff... No dobrze choć - pociągnęłam go w stronę akademika
- Gdzie idziemy? - zapytał
- Do mojego akademiku - odparłam byliśmy już prawie pod drzwiami gdy ujrzałam Jess - Hey! -rzuciłam do lokatorki, odwróciła się żeby zobaczyć kto woła
- Hey! - odkrzyknęła zamyślona











__________________________________________________
Zostałam zmuszona <3                                                                                                                                Kc Domcia <3

niedziela, 31 sierpnia 2014

Prolog



I znowu to samo... 
- Już schodzę mamo!!! - Krzyknęłam do mej rodzicielki. Ehh jak ja nienawidze internatów...  Zabrałam walizki i wyszłam z pokoju, ruszyłam w stronę drzwi frontowych. Łup, brzdęk i leże na ziemi
-Au, głupi pies! -zawołałam. Moja suczka rasy pit bull terrier ma jak by to ująć ADHD jak widzi że wychodzę, od razu na mnie skacze i ogółem jest nad pobudliwa, a że jest to bardzo duży i ciężki pies często upadam na zimne i twarde kafelki. Wstając nie zauważyłam że mama już bardzo głośno trąbi i poszłam nasypać Shazie chrupek.
- O cholera! - Mówiąc to już biegłam do samochodu. Uff zdążyłam przed Maxem moim młodszym bratem.
- Ha, ha ,hahahaha i co teraz cwaniaczku? - droczyłam się z piętnastoletnim brunetem
- Zobaczysz następnym razem to ja będę siedział z przodu - odgryzł się
-No nie wiem następną okazję będziesz miał dopiero na przyszłych wakacjach - pocieszyłam się, już się nie mogę doczekać tych dziesięciu miesięcy bez niego, lecz... będę tęsknić za Shazą moją kochaną.
Już jesteśmy w połowie drogi na Dworzec Główny we Wrocławiu, nie chcę rozmawiać z mamą bo wiem że to przeze mnie pokłóciła się z ojcem, jak zwykle to mnie wyrzucają ze szkoły a ja nie chcę mieć znowu kazania. Mama wie że jeżeli i z tej szkoły mnie wyrzucą zostanie mi jedynie ośrodek poprawczy, ale mój ojciec gdy mama zacznie z nim o tym gadać to on od razu oskarża ją że to jej wina, wychodzi z domu i wraca na następny dzień zupełnie pijany 
~*~
- Pamiętaj że to ostatnia szkoła, więc się zachowuj - pouczyła mnie mama
- Pamiętam - odparłam znudzona, pożegnałam się z mamą i Maxem, wlazłam do wagonu, usiadłam na wolnym miejscu koło jakiejś starszej pani, włożyłam słuchawki w uszy i oddałam się muzyce z nich płynącej.
~*~
Dojechałam do Barcelony, tu  teraz zaczął się kolejny etap w moim życiu.
Złapałam wolną taksówkę i pojechałam do mojego akademiku. Zapłaciłam i poszłam do recepcji.
- Witam, jestem Rozalia Dąbrowska - przedstawiłam się kobiecie
- Dzień dobry - uśmiechnęła się i podała mi kluczyk od pokoju - 17, drugie piętro - dodała
- Dziękuje - poszłam do wskazanego pokoju. Przeraziłam się stały dwa łóżka w czym po jednej stronie pokoju panował totalny bałagan przez moment pomyślałam że czuję się jak w domu ale zauważyłam że moja strona pokoju jest czysta, na szczęście nie popsuło mi to chumoru. Zaczęłam wypakowywać rzeczy do mojej szafy gdy usłyszałam że ktoś przekręca zamek w drzwiach. Weszła dziwczyna niska, chudziutka i bląd włosach. Uśmiechnęła się radośnie na mój widok.
- Hola, me llamo Jessicka* - przedstawiła się - lo siento por el desastre**- dodała
- Me llamo Rozalia, vinieron de Polonia*** - Powiedziałam
- O jak dobrze już myślałam że dalej będziemy gadać po hiszpańsku.
- Haha - zaśmiałam się i wróciłam do rozpakowywania rzeczy, a Jessica w tym czasie brała prysznic. Wkładałam ostatnią parę glanów i wyszła moja współlokatorka.
- Nie będzie ci przeszkadzało jak przyjdzie mój chłopak? - Spytała
- Nie. I tak zaraz wychodzie - upewniłam ją i weszłam do łazienki wzięłam prysznic i wyszłam w szlafroku. Z szafy wyjęłam czarny top, szorty, bieliznę i trampki. Szybciutko wróciłam do toalety, przebrałam się i oczywiście pomalowałam - Wychodzę !!! - powiedziałam załapałam za klucze i torebkę. Zatrzasnęłam drzwi i poszłam się przejść. Tego właśnie potrzebowałam spokoju i blasku latarni ulicznych ...








----------
* [z hiszpańskiego]Cześć mam na imię Jessicka
** [ -//-] Przepraszam za bałagan
*** [ -//- ] Mam na imię Rozalia, przyjechałam z Polski